sobota, 30 sierpnia 2014

"Sprichst du nur hoch Deutsch?" czyli to jest "Velo" a nie "Fahrrad"

Witam wszystkich! Właśnie wróciłam z festiwalu gdzie prawie upiłam się szwajcarskim piwem i zajadam się szwajcarskim serem. Ale po kolei.
29 sierpnia (formalnie - przedwczoraj) leciałam z Krakowa do Warszawy, a stamtąd do Zurichu. Ktoś bardzo nie chciał mnie tu widzieć (jak w jakimś filmie), bo był gigantyczny korek po drodze, do tego lot się spóźnił, miałam mało czasu na przesiadkę i ledwo zdążyłam... A gdy wreszcie dotarłam do Zurychu okazało się, że mój bagaż został w Wawie i przyjdzie nazajutrz (nie przyszedł).
Formalności związane ze zgłoszeniem zaginionego bagażu zajęły mi godzinę czasu. Obsługa lotniska była bardzo miła, dostałam nawet survival kit.
Oto mój survival kit
Nieważne że jest to zestaw dla faceta. Koszulka XXL jest dla mnie niczym sukienka.
Da się? Da się!
Do domu jechaliśmy pociągiem (muszę zaznaczyć ze pociąg miał dwa piętra, jak autobusy w Londynie. W domu czekał na nas mój nowy brat Vincent i kolacja. Zwiedziłam dom (cały w obrazach i fotografiach!) a potem zostałam przywitana piwem i szwajcarskim serem (STEREOTYPY), który pachniał okropnie, ale zaręczam że był przepyszny. Pojawił się problem - nie miałam przy sobie nic, ani piżamy, ani pojemnika na soczewki (wszystko zostało w walizce) ani prezentów dla rodziny. Wszystko jakoś się ułożyło, niestety walizki przyjadą dopiero jutro (formalnie dzisiaj bo jest prawie 1 w nocy).
Rano wstałam o 11 i zjadłam śniadanie na balkonie.
Biała herbata, mniam.
Po południu pojechaliśmy do centrum Zurichu żeby wyrobić mi bilet miesięczny oraz żeby pokazać ni drogę do szkoły (idę do Ramibühl na, z tego co zrozumiałam, humana). Najpierw jadę dwoma tramwajami a potem 10 minut z buta. Droga powrotna prowadzi przez trzy (!) parki i wzdłuż jeziora Zuryskiego. Pogoda była naprawdę śliczna, zrobiłam mnóstwo zdjęć.
Przez resztę dnia snułam się po domu, czytałam, nawet zadzwoniłam do mamy przez Skype'a (nowa mama uczyła się rosyjskiego więc trochę rozumiała co mówię [na przykład że mają ogromny dom]). Vincenta nie było w domu, przeglądałam różne szkicowniki rozsiane po domu i muszę przyznać że gościu ma naprawdę wielki talent.
Wieczorem poszliśmy na festiwal do centrum. Poznałam tam moją siostrę Silję oraz jej przyjaciółkę Chloe, koleżankę przyjaciółki oraz kolegę i koleżankę którzy mieszkają z Silją w WG. Pytano mnie czy mówię "tylko hoch deutsch" więc musieliśmy wyjaśniać że jestem z Polski. Ale moi "rodzice" mówili że mówię dość dobrze po niemiecku i nawet akcent mam dobry. Tylko co z tego skoro szwajcarski niemiecki a hoch deutsch to dwie różne rzeczy ;). Postawili mi dwa małe piwa i przysięgam że naprawdę nie wypiłam wiele. Ale gdy rzeczy zaczęły się dziać w przyspieszonym tempie stwierdziłam ze czas na ewakuację, zmyłam się do toalety, a piwa pozbyłam się gdzieś po drodze. Na festiwalu było dużo interesujących występów, m.in. pana z Argentyny robiącego sztuczki z ogromnym kołem czy trójki Murzynów którzy tańczyli lepiej niż moja rodzina do trzech pokoleń wstecz razem wzięta. Nie przesadzam.
Z chęcią dodałabym więcej zdjęć, niestety jako bardzo dojrzała i odpowiedzialna nastolatka nie wzięłam kabla od smartfona (ani ładowarki, żeby uściślić). Ten wpis powstaje na telefonie któremu pozostało jakieś 30% baterii a potem... Kaputt.
Na festiwalu dostałam telefon od lotniska ze mój bagaż przyjechał z tej nieszczęsnej Wawy i jutro rano przyjedzie do mnie. Mam nadzieję że "rano" znaczy po godzinie 11stej. 
Myślę że z grubsza opisałam najważniejsze wydarzenia z wczoraj i przedwczoraj, następna notka już jutro (oby), a w poniedziałek do szkoły! 
Bis bald
Pieróg

2 komentarze:

  1. Ciekawie się zapowiada , oby się Wiedźmin spodobał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Martałę trzymaj się jesteśmy z Tobą!
    Powodzenia w szkole!
    Gabka

    OdpowiedzUsuń