niedziela, 7 września 2014

AFS CAMP - najlepszy weekend EVER! czyli idziemy do gej baru

Witajcie! Właśnie wróciłam z campu organizowanego przez AFS (organizacji która zajmuje się wymianami, gwoli ścisłości).
Camp trwał od piątku od godziny około 19 do 13 w niedzielę i miał miejsce w domu dla skautów na jakimś zadupiu w Rudolfstetten stacja Hofacker (ho, fucker, no co to za słownictwo!). Wolontariuszka ze Szwajcarii o imieniu Cora mówiła że mieli mnóstwo problemów z otwarciem domu, kuchni i szafek, bo klucz który miał teoretycznie otwierać wszystko.... Nic nie otwierał.
O 18 miałam pociąg z Zurich HB (dworzec główny) do Dietikonu, skąd miałam pojechać do Rudolfstetten, tylko że... Miałam trzy minuty na przesiadkę i zwyczajnie nie zdążyłam D: Nie dość, że nie znałam dworca, to mój peron był w ogóle po drugiej stronie, tuż przy ulicy. Spanikowana pytałam randomów o peron, i nawet mi pomogli, ale mogłam sobie tylko patrzeć, jak mój pociąg jedzie w p... W siną dal. Miałam małego stresa bo Cora nie odbierała telefonu, ale następny przyjechał parę minut później.
 Jadymy!
Widoczki z pociągu

Enyłej, gdy już wreszcie dotarłam do Rudolfstetten wszyscy już tam byli. "Wszyscy" czyli na oko z 28 wymienników z całego świata, którzy przyjechali do Szwajcarii. Poznałam Prekshę z Indii na żywo! (znamy się z fejsa). Do tego 4 urocze Japonki: Tomoko, Hanako, Reikę i Hinę. Apichaya i Alice były z Tajlandii a jedna dziewczyna z Chin. Z Turcji przyjechały dwie dziewczyny, Ipek i jeszcze jakaś (puszczałam im jedyną turecką piosenkę na moim telefonie - "Bir derdim var". Znały). Peter i Mihajlo są z Serbii, Juan z bodaj Brazylii, Guy z Filipin (chociaż nie jestem tego pewna), i jeszcze ktoś, ale nie pamiętam bo z chłopakami to nie za wiele gadałam X'D z USA przyjechał jeden koleś i dwie laseczki, które to CAŁY CZAS narzekały. Że chcą do domu, że zmęczone, że za wcześnie pobudka, a do tego nie potrafiły nawet zmyć naczyń gdy była ich kolej na pomoc w kuchni. Trzymały się Petera, który nota bene też był megawkurzający.
Nieśmiertelny moment: Priksha powiedziała "Oh my god!" a Juan na to: "Which one?".
Mieliśmy dwa pokoje sypialne, dla chłopców i dziewczyn. Miałyśmy piętrowe łóżka i ogólnie spałyśmy kupą XD Każda miała własny śpiwór.
 Kącik azjatycki
Półki na rzeczy, widok z łóżka
Koleżanki z łóżka (LOL) - Preksha i Panka (Węgry). Po drugiej stronie spała dziewczyna z Niemiec i Daniela z Czech.

Łazienka dla dziewczyn była na samej górze. Prysznice były wspólne - 3 w pomieszczeniu, bez przepierzeń ani innych ścianek. Bardzo się temu dziwiłyśmy, a dziewczyna z Hiszpanii dziwiła się że się dziwimy. Ponoć w Hiszpanii takie wspólne prysznice to norma. Hm.
Obok łazienek pokój miały wolontariuszki. Z początku było ich 6, potem już tylko 3. Tomoko z Japonii studiuje w Zurychu i była na wymianie w Szwajcarii w 2010 roku. Cora jest ze Szwajcarii, była też jakby główną osobą która próbowała ogarnąć camp (to był jej pierwszy camp, wybaczamy wszystkie potknięcia). Sophie ze Szwajcarii była moją ulubioną wolontariuszką. Co prawda nie bardzo jest dobra w prowadzeniu zajęć, ale fajnie się z nią gadało. Poznałyśmy się tak:
Wolontariuszka Myrtha wzięła ze sobą głośniki do telefonu i Sophie podłączyła swój telefon i zaczęło grać. Zagadałam do niej:
-Hej, fajna muzyka. Znasz Three Days Grace?
-Pewnie.
-OMG BLESS YOUR SOUL
-A ty znasz Avenged Sevenfold?
-Wiadomka, moja najlepsza przyjaciółka ich uwielbia.
-....już cię lubię.
Także no. Wspomniana Myrtha też była spoko, nauczyła nas grać w szwajcarską karciankę bardzo podobną do makao.
Każdy miał jakieś obowiązki. Ja głównie pracowałam na zmywaku za co Cora była mi bardzo wdzięczna (myliście kiedyś 28 talerzy, kubków, widelcy, noży i łyżek? do wczoraj ja też nie) i troszkę pomagałam przy gotowaniu. Jedzenie było bardzo dobre (spaghetti, burgery, risotto z grzybkami).


 Nieśmiertelny moment: Priksha uczyła się jeść spaghetti którego nie jadła nigdy w życiu.

Do tego w niedzielę cała grupa sprzątała dom, w którym mieszkaliśmy. Ja i jedna dziewczyna z Chin zajmowałyśmy się kuchnią, więc zapierdalałyśmy najdłużej i najciężej (JAK JA NIENAWIDZĘ MYĆ NOŻY PO NUTELLI).
To nie tak, że tylko tam... byliśmy i się obijaliśmy. Campy są po to, żeby się poznawać z innymi, no i żeby brać udział w zajęciach. Na przykład w sobotę o 10 wywalili nas z domu z kartkami w ręce i bez telefonów i posłali do Dietikonu. Podzieleni zostaliśmy na kilka grup. Na kartkach było z 13 zadań typu "napisz ile jest kantonów w Szwajcarii" czy "podaj cenę mleka w sklepie". Najciekawsze było zadanie polegające na przehandlowaniu jabłka na COŚ. Po prostu trzeba było łazić po straganach i szukać kogoś, kto by chciał jabłko. Nawet nie wiecie jakie to było trudne! Nikt nic nie chciał wymieniać. W końcu jakaś pani w piekarni dała nam croissanta za dwa jabłka (jedno od drugiej grupy). Inne zadanie polegało na tym, że każda osoba w grupie musi mieć pomalowany mały palec u ręki.
 Juanowi tak się to spodobało, że poprosił Hinę o pomalowanie pozostałych paznokci.
 'Wait, are you recording this?'
Juan maluje paznokcie Guy'owi.
O 12 byliśmy już w domu.
Najfajniej było jak piekliśmy chleb. Ale nie taki zwykły - piekliśmy Zopf, czyli jakiśtam szwajcarski chleb który wygląda jak warkocz (stąd nazwa).
 Hanako i Preksha próbują zapleść Zopf (bezskutecznie XD)
 Myrtha musiała nam pomóc

Chlebek w akcji. Jechał drożdżami but still good.

Miałam mnóstwo frajdy przy tych zajęciach.
W końcu nadszedł czas poważnej rozmowy.  Dziewczyny podzieliśmy nas na grupy. Ja byłam w grupie prowadzonej przez Sophie.
Na początku nic nie mówiła, tylko wzięła kartkę i napisała: "DON'T GET PREGNANT". Słychać zduszone chichoty - już wiadomo o czym będziemy rozmawiać. Sophie rozdała nam po prezerwatywie (jezu chryste, pierwszy raz w życiu trzymałam prezerwatywę w ręce) i ostrzegła, że zajście w ciążę równa się powrotowi do domu. Wierzcie mi, nawet jak to wspominam to jestem zażenowana XD Zasadniczo żadna z nas nie chciała o tym gadać, więc temat szybko zszedł na alkohol (to akurat moja sprawka, bo pytałam o najlepsze szwajcarskie piwo), politykę i gay bary. Tak. 
-W sumie to jakbym miała okazję to bym poszła zobaczyć jak to wygląda.
-Ja też!
-I ja!
-Też mieszkacie w Zurychu? No to idziemy nie?
-Znam jeden bar gdzie wstęp jest od 16 lat. Tylko ostrzegam, że muzyka w gay barach jest naprawdę kiepska.
I w ten oto sposób dwie Tajki i jedna Polka umówiły się na zwiedzanie gay baru.
Btw zamówiłam sobie ten hoodie który jest na reklamie.

Wracałam z Prekshą, Panką, Apichayą, Hanako i Alice. Długo żegnałyśmy się z wolontariuszkami, więc nie zdążyłyśmy na pociąg którym jechała reszta. Czekając na pociąg pokazywałam dziewczynom moje boskie zdjęcie paszportowe (Preksha jarała się polskim paszportem). Do tego rozmawiałam z Hanako o japońskiej muzyce - ja pytałam, czy słucha Ayumi Hamasaki (tak, Alice zresztą też) a ona pytała czy znam Kyary Pamyu Pamyu (po czym zaczęłam z Apichayą śpiewać Pon Pon Pon :"D). Przy okazji wspomniałam, że znam tajski zespół XIS i zaśpiewałam fragment 'Reverse' razem z Alice. Mała rzecz, a cieszy. 
Wysiadłyśmy na Zurich HB, pożegnałyśmy się, po czym poszłam z Hanako szukać pociągu S4 którym obie jechałyśmy do domu (tylko że ja wysiadałam w Brunau a ona w Leimbach czy jakoś tak). Nie miałam pojęcia jak się w tym wszystkim odnaleźć, ale Hanako zaprowadziła nas na właściwy peron (dla pewności spytałam jakąś panią, a ona sprawdziła w internecie. Szwajcarzy są bardzo pomocni). W pociągu rozmawiałyśmy łamaną angielszczyzną (Hanako nie za dobrze mówiła po angielsku, miała za to elektroniczny słownik, super sprawa). Pokazywałyśmy sobie zdjęcia psów, widziałam jej dom w Japonii, słuchałyśmy jej ulubionego zespołu (piosenka była o takoyaki i o Osace. Takoyaki pochodzi z Osaki, wyjaśniła Hanako). Do domu trafiłam bez problemu bo przystanek jest bardzo blisko domu.

ZEIT NA ZDJĘCIA!
 Jadłam onigiri z Japonkami, moja dusza jest w niebie. Btw Reika bardzo się dziwiła jak zobaczyła że mam onigiri i koniecznie chciała spróbować.
 Preksha i jej napisy na rękach. Wymyśliłyśmy, że będziemy sobie nawzajem pisać różne słowa w swoich językach. Ja prosiłam o 'dumę' i miałam napis w hindi, po czesku, turecku, japońsku i tajsku.
 Tym poczęstowała nas Apichaya. 

 To chyba jakaś ryba.

 Ipek uczy Amerykanina tańca brzucha.

 Jakiś teatrzyk z zakazem wstępu (strych).
Hardkorowe yolo krowy


 Nasze piękne zadupie 8)



 Jemy moje batoniki!

Czekając na pociąg do Dietikonu.


 Selfie z Hanako

 Na dworcu w Zurichu - powrót do domu.


Ostatnie selfie z Hanako, w pociągu, tuż przed moją stacją.

To dopiero była przygoda! Powiem wam, że naprawdę świetnie się bawiłam. Dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy o innych krajach (np. Preksha pokazywała mi jak jeść rękami w elegancki sposób jakim jedzą w Indiach) i spędziłam super czas z nowymi znajomymi! Wiecie jakie to jest niesamowite? Rozmawiałam sobie z Japonkami jak gdyby nigdy nic. Tak jakby to było coś zupełnie normalnego, że dwie nastolatki z dwóch stron świata pieką razem chleb w Szwajcarii. Normalka.
No, dość już pisania, kark mnie boli, w dodatku zaraz wraca Mariev (mama) i będzie kolacja.
Do usłyszenia!
Pieróg

4 komentarze:

  1. Co ja bym dał za wymianę QQ btw. cieszę się ,żę weekend minął ci wspaniale :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosz Marta. Pojechałaś do Szwajcarii a prawie cały świat zwiedziłaś >.<
    Pozdrawiam
    Nieogar

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, ja np. znalazłem ostatnio w szkole instrukcje do prezerwatywy, można się tylko domyślać co się stało z produktem :"D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaram się tym campem bardziej niż całą wymianą haha :D

    OdpowiedzUsuń