wtorek, 9 września 2014

Praca techniką decollage i bój z panem historykiem czyli you don't have to be rich to be my girl

Witajcie! (czy też gruezi, jak mawiają tubylcy)
Jak pamiętacie, wczoraj uczyłam się słówek na test z angielskiego. Nie był aż tak trudny jak się spodziewałam, ale przyznam, że gdybym nie zrobiła fiszek to by było cienko. W końcu wyszło na to, że nauczyłam się za dużo, ale to nic, bo 26 września będzie test z całości. Dziś na lekcji były jak zwykle dwie prezentacje i krótka dyskusja (jak się wreszcie przełamałam to całkiem dużo pogadałam). I nawet pani do mnie przyszła po lekcji żeby jeszcze coś omówić, wow. Poczułam się.... nie olewana (tak jak zazwyczaj w szkole w Polsce). Miła odmiana.
Vero z Rachel śpiewały "Kiss" od Prince'a, tą samą piosenkę którą puszczał mi Stephan ('tata') parę dni temu. PSZYPADEG? NIE SONDZE.
Na BG (plastyka) robiliśmy to samo co ostatnio, czyli decollage (obczajcie sobie, super sprawa). Pani powiedziała, że dobrze zrozumiałam zadanie i że mam ładną pracę (ja tam nie wiem, dupy nie urywa). Po skończeniu naszych dzieł każdy miał je zeskanować i dać do swojego folderu (w pracowni są dwa laptopy Apple z podłączonym skanerem), żeby pani mogła je potem wydrukować i wywiesić. Zaoferowała się, że zeskanuje moją pracę za mnie (i dobrze, bo za cholerę nie potrafię obsługiwać maca...).
Moje dzieło

Potem mieliśmy matematykę na której jak zwykle nic nie robiłam (trochę kiepsko bo władowałam się w sam środek działu i jestem w kropce a Vero też nie bardzo czai o co biega).
Przerwę obiadową spędziłam z Alice. Kupiłam sobie takie jakby ciasto ze szpinakiem i pyszną kanapkę (i wcale nie za 14 franków, jak ostatnio ;)). Siedziałyśmy sobie przed szkołą na kamiennych schodach i gadałyśmy, do tego Alice spisywała zadanie z historii. Mówiłyśmy o filmach Studia Ghibli i o Miyazakim (nota bene wczoraj był o nim artykuł w gazecie. WIDZISZ, POLSKO? DA SIĘ?) i o "The girl who leapt through time". Potem skoczyłyśmy na stołówkę żeby się napić (wspominałam że wodę z kranu można sobie spokojnie pić? bo ja o tym ciągle zapominam...), a potem do medioteki, bo Alice musiała coś zrobić na projekt z Wirtschaftu (coś w stylu naszego pp?). Ja w tym czasie wałęsałam się po bibliotece. Znalazłam kilka książek poświęconych historii komiksu (super sprawa, tylko nic nie rozumiałam z tekstu) i mnóstwo młodzieżowych powieści i filmów na dvd. Alice strasznie się piekliła, bo laptopy w mediotece są z Windowsem (łolaboga!) i nie bardzo potrafiła toto obsłużyć. Pokazałam jej, jak się zalogować (ach ten win7) i poszłam sobie oglądać książki (jak dziecko omijałam tekst i oglądałam same obrazki). Troszkę się spóźniłyśmy na biologię, ale pani nawet nie zauważyła. Wspominałam już że jest MEGAMIŁA? Bardzo żałuję że nie rozumiem co ona mówi, ale z samego tonu słyszę, że często żartuje. I ma bogatą mimikę. W sumie przypomina mi trochę moją wychowawczynię z Polski. Co nie zmienia faktu, ze prawie zasnęłam na lekcji.
Wodę można pić z fontann rozsianych po całym mieście.

Po biologii była historia z naszym ulubionym nauczycielem. Franziska już na wstępie szepnęła mi, że czuć jego perfumy z drugiego końca klasy (true). Całą lekcję nie dawałam się strachowi (tak jak mi doradzano) i dzielnie patrzyłam Dupkowi w oczy (chyba aż za bardzo, dlatego potem wgapiłam się w mapę kolonii w Afryce). Moja odwaga została wynagrodzona, bo gościu się do mnie odezwał (!!!) po raz pierwszy odkąd tu jestem. Otóż gdy usiłowałam zrozumieć tekst źródłowy o jakimś Herero, podszedł i spytał, czy coś z tego rozumiem (warto zaznaczyć, że użył "Sie" a nie "du". dziwne, bo część nauczycieli mówi do nas per państwo, a część nie.) Odparłam, że troszeczkę (jak zawsze, gdy ktoś mi zadaje pytanie tego typu). Ten tekst jest dość trudny, możesz spróbować, blablabla, pies ci mordę lizał. Kiwałam ochoczo głowa, a gdy wreszcie poszedł, Franzeska nachyliła się i zaczęła nadawać, że nawet ona nie czai o co chodzi w tym tekście i co on sobie myśli.
Jutro nie mamy wf-u, więc pewnie znowu będzie wolna godzina. Biorę ukulele, może coś pogram :3
Dzisiaj na kolację była tortilla (i to bardzo dobra). Gdy rozmawiałam z Alice, spytała mnie, czy jadłam tu coś, czego nie jadłam nigdy wcześniej. No ba! Każdego dnia jem coś innego, do tego już któryś raz jem coś po raz pierwszy w życiu. Kto by pomyślał, że ta wymiana to taka kulinarna przygoda!
Aha, i dziś po południu napisałam do takiego jednego Lukasa (mam jego dane od koleżanki z klasy) w sprawie treningów capoeira! Jeszcze nie bardzo wiem, gdzie one są ani czy w ogóle będę chodzić (chodzi głównie o kasę...), ale zobaczymy. Pójdę tam na bank, grzechem byłoby nie iść!
Btw. podjęłam się karkołomnej misji żeby sfotografować pana dupka i schowałam telefon w piórniku, ale zdjęcie wyszło rozmazane. Ale się nie poddam, zwłaszcza że jestem prawie pewna że facet ma za krótkie nóżki i musicie to zobaczyć!
Dziękuję za wiadomości odnośnie bloga i za komentarze!
Zawsze wasza
Pieróg

2 komentarze:

  1. Za krótkie nóżki?... Tyrion? XD
    Takie wredne wobec człowieka którego się nie zna :"D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce tam żyć
    Uwielbiam twoje wypociny. Proszę o więcej zdjęć... Nie chwila. Żądam więcej zdjęć, jako wierna czytelniczka.
    Pozdrawiam
    Nieogar

    OdpowiedzUsuń