sobota, 20 września 2014

Spotkanie ze znajomymi, indyjski sklep, demonstracje i pchli targ

Witaaaam :3
Dzisiaj spotkałam się z Prekshą, jej koleżanką Shambouwi (czy jak jej tam) i drugą koleżanką, Suzanną z Włoch.
Najpierw musiałam czekać prawie pół godziny ma Prekshę, a potem na dziewczyny bo miały pociągi o wiele później od nas D: miałam stresa bo nie mogłam się do niej dodzwonić, cud że było tam wifi to się zgadałyśmy na fejsie (i weź się tu człowieku umawiaj).
Suzanna miała urodziny więc w trójkę kupiłyśmy małe ciasta, zapaliłyśmy świeczuszki i śpiewałyśmy sto lat po niemiecku jak wysiadała z pociągu. W dodatku Preksha miała dla niej mały prezencik, no, ogólnie było milusio :3
Faajnie było, strasznie dużo chodziłyśmy po Zurychu, Preksha zaprowadziła nas do bardzo uroczego parku oraz do sklepu indyjskiego. Widziałam w nim taaakie cuda, 20 kilowe worki ryżu (KTO TYLE ŻRE RYŻU NIBY), instant zupy miso (indyjsko tak bardzo) i jakieś indyjskie smakołyki. Shambouwi bardzo się jarała tym sklepem, mówiła że wiele rzeczy używa w swoim domu. Do tego leciała indyjska muzyka, klimacik po byku c:



!!! Nie wiedziałam że te naklejki ma czoło się kupuje w sklepie (don't judge me)

Co to kurde jest?! XD

Wróciłyśmy pociągiem do centrum Zurychu, a potem zaszłyśmy do Bellevue. Posiedziałyśmy nad jeziorkiem, porobiłyśmy mnóstwo zdjęć, straszyły nas łabędzie... Właśnie, łabędzie to straszne skurwiele są, mówię wam. Ładne toto, ale taaaakie chamskie, ciągle się gryzły i się bałam że mnie zjedzą ;_;
Łabędzie skurwiele



W końcu musiałyśmy się rozstać, a ja wsiadłam w tramwaj do domu. Przejechałam jeden przystanek, zobaczyłam pchli targ, i tak jakoś pod wpływem impulsu wysiadłam. I dobrze zrobiłam, bo oj działo się, działo.
Fajne to było, ludzie sprzedawali dużo różnych ciekawych rzeczy a ja prawie kupiłam sobie szalik (taniocha, 19 franków...).
Co to za instrument niby, wie ktoś?

Potem jak chciałam sobie grzecznie wrócić do domu to nagle zamarł ruch uliczny, a wg planu nie jechał żaden tramwaj. Potem zauważyłam dużo policji, a za policją... Dreptała sobie demonstracja. Przeciw aborcji. Starsi ludzie, orkiestra (!!!!) i przysięgam że gdzieś zadźwięczała pieśń religijna.
Ale niedługo trwał spokój bo zaraz na ulicę wylali się młodzi ludzie, też z transparentami itd, coś krzyczeli, skandowali, jeden koleś do mnie podszedł i poprosił żebym nie nagrywała (a i tak mam filmik, hohoho). W końcu ruch powrócił do normy, a policja nie musiała ani lać wody, ani strzelać z tych spluw co mieli przy sobie. 



Morał jest taki: chodźcie na pchle targi a będziecie mieć przygody.
A tak na marginesie, oto mój piątkowy lunch

Random zdjęcia tajm!

mANGI KURDE W KIOSKU NA DWORCU, ZABIJCIE MNIE ;____;

Hej ho super stylówa panie kapitanie

Jutro jedziemy do Winterthuru do jakiegoś muzeum, jupi! Jedziemy z rana więc zaraz się zbieram do łóżeczka. 
Żegnam was i trzymajcie się ciepło 8)
Pieróg

1 komentarz:

  1. ten instrument to składana ukulelka, bo normalna jest za duża ;)

    OdpowiedzUsuń